Minęło prawie dziewiętnaście lat, od kiedy zostałam matką. Pamiętam moment, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Bardzo tego chciałam, czułam w sobie pełną gotowość.
Głęboko wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny – dzisiaj nawet używam słowa „wiem”, że nic nie dzieje się bez przyczyny.
Narodziny dziecka wystrzeliły mnie w kosmos. Zobaczyłam cały Wszechświat w jej oczach.
Powyższe zdania może brzmią cudownie, ale temu doświadczeniu bardzo daleko było do „macierzyńskiej cudowności”.
Traumatyczny poród, depresja poporodowa, brak wsparcia. Nagle wszystko zrobiło się bolesne, ciężkie i trudne, a odpowiedzialność za nowe życie, nie do uniesienia wręcz.
W najcięższych chwilach patrzyłam córce w oczy. Intuicja mówiła mi, że tam znajdę odpowiedzi. Pozwoliłam prowadzić się miłości do niej, a raczej „uczepiłam” się tego, jak tonący brzytwy.
I dzień po dniu, małymi krokami, od wschodu do zachodu, po prostu byłam.
Poród, połóg i karmienie piersią gwałtownie połączyły mnie ze swoim ciałem. Zaczęłam „czuć swoje ciało”. I wtedy przyszło o wiele potężniejsze uczucie – chcę się sobą opiekować, bo jestem odpowiedzialna za moje dziecko, chcę być w dobrej formie psychofizycznej, chcę dla siebie dobrze, aby być przy niej i pokazywać jej świat. Jaki świat jej pokażę? To pytanie dudniło w mojej głowie i moim sercu.
Być dobrą dla siebie – po burzliwym okresie nastoletnim, było to dla mnie nie lada odkrycie. Nie były to czasy internetu i wszechobecnych artykułów pt. 5 kroków do bycia dobrą dla siebie.
Jako, że moje ciało było wówczas na skraju wyczerpania, intuicja poprowadziła mnie do jogi. Zaczęłam podróż przez ciało, w głąb siebie. I okazało się, że Wszechświat w oczach mojego dziecka, nie idzie na żadne zdechłe kompromisy.
Bycie mamą wprowadziło mnie na ścieżkę spotkania z każdą swoją mniejszą i większą traumą, odkrywałam w sobie rzeczy, które zakopałam głęboko z nadzieją, że już mnie nie dotyczą. Zawsze, gdy miałam wątpliwości co zrobić, zadawałam sobie pytanie: jaką radę w takiej sytuacji dałabym swojemu dziecku?
To pytanie sprawiało, że odpowiedź płynęła prosto z serca.
Kiedy po dziewięciu latach po raz drugi przeżyłam ciążę, poród i połóg, odkryłam kolejny Wszechświat. Proces był dużo łagodniejszy, nie mniej jednak głęboki i ważny dla mnie.
Macierzyństwo skierowało mnie na ścieżkę serca. Dzisiaj potrafię już zadawać pytania samej sobie, widzę i czuję siebie, widzę i czuję moje dzieci.
I cały czas im ufam. Staram się z otwartością wchodzić w świat, który mi pokazują. Codziennie.
To moi najważniejsi i najwięksi nauczyciele.
Dziękuję swojej Mamie za miłość. Dziękuję Babciom i ich Matkom, i ich Matkom…